Koła zębate zaczęły obracać się wolniej. Przesunięcie o każdego kolejnego zęba kosztowało wiele. Trzask. Coś puściło. Coś nie wytrzymało. Coś się zepsuło. Mechanizm wydał z siebie agonalny zgrzyt. Wolniej i wolniej, aż w końcu przestał się obracać. Stanął. Bezruch. Już nic się nie da zrobić.
Ktoś coś krzyknął.
Ktoś gdzieś pobiegł.
Ktoś poderwał skrzynkę z narzędziami.
Ktoś przeklął siarczyście.
Ile potrwa naprawa? Jak szybko można go uruchomić? Jezu, ale pieprznęło. I czy w ogóle? To trochę zajmie. Potrzebne części zamienne. Wszyscy cali? Specjalne tryby. Idziemy na przerwę! Trzeba sprowadzać. Ile to będzie kosztować? Wódki bym się napił. Matko Boska. Nawet nie pytaj. Ech…