Ostatni papieros

29.04.2017

Znała to skrzyżowanie jak własną kieszeń. Obserwowała je prawie co wieczór. Przed pójściem spać wychodziła na balkon swojego mieszkania i przypatrywała się samochodom jeżdżącym w oddali. To miejsce wyznaczało rytm dla miasta – żywego organizmu, który egzystował w swoim własnym, miarowym tempie. Lubiła ten ceremoniał. Lubiła powtarzać go każdego wieczora.

Słaby letni wiatr delikatnie rozwiewał długie czarne włosy Kasi. Przebijał się również przez jej cienką różową piżamę, którą kilka lat temu dostała od ojca na Gwiazdkę. Doskonale pamięta te święta. Te ostatnie święta.

– To dla mojej małej dziewczynki – powiedział, wyciągając spod choinki pudełko zapakowane w kolorowy papier prezentowy. Rozerwała go i otworzyła wieko. Jej oczy zrobiły się duże, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wyściskała swojego tatusia najmocniej, jak się da.

– Zawsze o takiej marzyłam! Jest przenajlepsza! Jesteś najwspanialszym tatą na świecie!

W pamięć najbardziej zapadł jej widok zaszklonych oczu ojca. Nigdy wcześniej nie widziała, jak płacze. Był najtwardszym mężczyzną na świecie. Kiedy spostrzegł, że Kasia zaczyna patrzeć na niego podejrzliwie, szybko się odwrócił i kontynuował rozdawanie prezentów. Później nie mieli okazji o tym porozmawiać.

Popatrzyła na lekko rozpruty rękaw swojej piżamy. Odwróciła się i wzięła z parapetu zapalniczkę oraz paczkę fajek. Ta wieczorna obserwacja była również momentem, kiedy wypalała ostatniego papierosa danego dnia. Była zamykającą dzień klamrą, po której przychodził czas na odpoczynek i sen.

Leniwie włożyła fajkę do ust i wcisnęła przycisk zapalniczki. Jej twarz rozbłysła pomarańczowym światłem. Końcówka papierosa zajarzyła się żywo, gdy Kasia wciągnęła dym do płuc. Zrobiła to powoli, wręcz delektowała się smakiem tego małego białego mordercy.

Wypuściła powietrze, a chmura dymu po chwili zniknęła. W ten sposób rozpoczęło się tytoniowe odliczanie czasu do zakończenia dnia.

Ten dzień był wyjątkowo długi, męczący i trudny. Ale… udało się! To, co dzisiaj zrobiła i decyzje, jakie podjęła, mogą przekreślić całe jej dotychczasowe życie. Czy mogła nie podążać za swoją intuicją? Szczerze w to wątpiła. Wcześniej czy później zachowałaby się dokładnie tak samo.

Skupiła się na uspokajającym szumie silników aut. Musiała się uspokoić i oczyścić umysł. Palenie jej w tym pomagało. Zaciągnęła się po raz kolejny i zamknęła oczy. Część spalonego tytoniu oderwała się od fajki i odleciała daleko. Tak samo jak jej świadomość. Do miejsca, gdzie wszystko się udawało. Siedziała teraz na werandzie swojego domu rodzinnego w fotelu bujanym i obserwowała wiejską przestrzeń. Słaby letni wiatr delikatnie rozwiewał długie czarne włosy Kasi. Wyglądała swoimi zielonymi oczyma spod słomianego kapelusza. Było ciepło, ale nie gorąco. Obok niej siedział ojciec, też w fotelu bujanym. W milczeniu obserwowali razem świat.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym się ciebie teraz poradzić, tato, ale przede wszystkim zapytać dlaczego – powiedziała do siebie, otwierając oczy.

Wróciła. Była znowu tutaj. Na balkonie swojego mieszkania.

Ostatni raz pociągnęła papierosa i zgasiła niedopałek. Wyrzuciła go przed siebie.

Wyjęła smartfona. Żadnych wiadomości czy powiadomień. Wyłączyła sieć. U góry ekranu pojawiła się ikona samolotu. Nie chciała, aby ktokolwiek przeszkodził jej w odpoczynku. Otworzyła aplikację alarmów. Na środku ukazały się dwa pokrętła – godziny oraz minuty. Zastanowiła się chwilę. Kilkoma szybkimi ruchami ustawiła budzik. Wcisnęła przycisk zasilania i słabe kolorowe światło padające na jej twarz zniknęło.

– Trochę będzie mi brakować tego widoku – szepnęła do siebie.

Weszła do mieszkania i zamknęła drzwi. Włączyła na moment światło, po czym spojrzała na dużą torbę podróżną leżącą pod ścianą. Była na wpół wypełniona jej rzeczami. Rano będzie miała jeszcze trochę czasu przed kawą i miską płatków śniadaniowych. Wtedy dokończy pakowanie.

Usadowiła się w łóżku. Wbiła wzrok w sufit, na który padało ledwo widoczne światło ulicznych lamp sodowych. Zamknęła oczy i szybko zasnęła.

***

Oparł się o maskę swojego sedana. Spojrzał przed siebie i zauważył upadający niedopałek papierosa. Odliczył w swojej głowie do ośmiu i za każdą liczbą podnosił wzrok.

Była tam. Wpatrzona w swojego smartfona.

– Tu cię mam cukiereczku...

Burza Poprzednie Proste rzeczy Następne

Opowiadania

Poezja 3.14